- Sprzedasz gospodarkę i kupimy bilet do Ameryki. Posiedzę dwa lata i wrócę - przekonywał Janek.
- Nie ma mowy, nic nie sprzedam. To wszystko co mi zostało po ojcu. A co jak nie polecisz i cofną cię na granicy? Co wtedy zrobimy? - protestowała
- Pojadę i zarobie trochę. Co tutaj za życie? Robimy i nic z tego nie mamy. Całe życie chcesz na gospodarce robić?
- Całe życie robię na gospodarce, mój ociec robił i wszystko było dobrze. Poza tym mamy piątkę małych dzieci! Jak ja sama dam sobie radę. Nie ma mowy!
- Jak nie sprzedasz to się z tobą rozwiodę! - rzucił i wyszedł.
- To się rozwiedź - krzyknęła lecz on już tego nie usłyszał. Kiedy zamknął za sobą drzwi ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Rozwód w jej rodzinie przyniósł by wstyd i hańbę, poza tym zostałaby zupełnie sama z gromadką małych dzieci.
Zgasiła papierosa i uzupełniła kryształową popielniczkę o następnego peta. Patrzyła przez okno na usypane zaspy śniegu i smagający nimi grudniowy wiatr. Skupiła wzrok na malowniczych wzorach utworzonych przez mróz na szybie kuchennego okna . Fantastyczne linie układały się w obrazy nieznanego artysty, który zakradał się nocą i bez pozwolenia malował do woli. Ogień w piecach powoli wygasał i zimne powietrze wciskające się do domu najmniejszymi szczelinami siadło na ramionach kobiety. Maria podniosła się z krzesła, głęboko wciągnęła powietrze i najciszej jak potrafiła wróciła do sypialni. Upewniwszy się, że kołderka przykrywa mnie pod brodę położyła się obok męża a sprężyny przywitały ją krótkim, metalicznym dźwiękiem. Zmęczenie zaciskało jej powieki a umysł przynosił senne obrazy. Widziała swoje dzieciństwo i serdecznie uśmiechającego się do niej ojca. W dłoni trzymał czekoladowe cukierki zawinięte w kolorowe papierki. Najmłodsza córka sięgnęła po słodycz ukrytą w złotej, błyszczącej milionem malutkich światełek folii kiedy rozległ się przenikliwy dźwięk budzika. Obrazy rozpłynęły się w nicości. Maria otworzyła oczy i wyłączyła alarm zanim ten obudził gromadkę dzieci. Pora wstawać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz